Niedzielny wyjazd na jurę, późnym rankiem wyjechaliśmy z domu w kierunku Pilicy, pierwszym celem są ruiny strażnicy w Smoleniu.
Wczesny ranek, zamglona okolica, na parkingu obok nadleśnictwa jeszcze pustki. Duże zmiany, szlak zarzucony gałęziami, idziemy wokół do bramy.
Wejście zablokowane rusztowaniami, lecz już widać zmiany. Wieża podniesiona, brama i mur wyremontowane, lecz wejścia niemal zastawione rusztowaniami. Do środka dostałem się drogą budowlańców, wielkie zmiany na placu wewnątrz murów, wybrano ogromną ilość gruzu, wyrwano stary korzeń. Odbudowano bardzo dużą część murów, dołożono piękną drewnianą estakadę (jeszcze niedostępna), wieża podniesiona, całość wzmocniona. Udaję się do części ze studnią, także tutaj wielkie zmiany. Wejście na wieżę drewniane schody podparte nowym murem (11 lat wstecz założono łańcuchy – wytrzymały jeden sezon) prowadzą na platformę pod wieżą, Tutaj też nowe mury, wejście do środka wieży wykuto na nowo a stare zasklepiono, już z tego poziomu rozciąga się piękny widok na Smoleń a przez okno na góry Bydlińskie, po metalowej kładce wchodzimy do nowego wejścia w wieży. Na szczyt prowadzą kręte schody, skąd rozpościera się wspaniała panorama na okolice oraz całość strażnicy. Ściany warowni powstają z gruzów. Widać, że po zakończeniu badań archeologicznych rozpoczęła się faza odbudowy(inny kolor kamienia).
Poprzez Pilicę ruszyliśmy na północ w kierunku Kroczyc – Podlesic, minęliśmy hotel Ostaniec. Zaparkowałem u podnóża Góry Zborów. Po drodze mijam moją ulubioną tablicę.
Pod szczytem zostaje uiszczona drobna opłata za zwiedzanie okolicy. Poskakaliśmy po ostańcach, fotka pod czarownicą, widok na zamki Bobolice, Mirów.
Dalsza droga nieopodal jeszcze ruin Mirowa, do Złotego Potoku. Od razu zaczynamy od parku i pałacu. Pierwszy raz udało mi się zwiedzić
Muzeum Regionalne im. Zygmunta Krasińskiego w Złotym Potoku
(zawsze bywało zamknięte) drobna opłata nie powoduje blokady psychicznej.
Pałac również jest remontowany, jest to obecnie stały widok na Jurze.
Pora obiadowa, ruszamy na pstrąga, wielka hodowla – smażalnia i jeszcze większa kolejka do posiłku, około godziny na realizację zamówienia. Dłużej parkowałem niż dowiadywaliśmy się o zamówienie. Uciekamy z powrotem do Złotego Potoku, pierwsza reklama jadłodajni: bar Rumcajs.
Niezbyt rzucający się z drogi lokal, lecz głód był silniejszy. Wewnątrz nieoczekiwana odmiana(po zatłoczonej smażalni) - uśmiechnięty gospodarz zaskakuje ofertą bogatego menu: pstrąg wędzony na gorąco, talarki ziemniaczane, kapusta zasmażana (niejeden bigos zawiera mniej mięsiwa) dla kierowcy zimny podpiwek, a dla Pań drinki piwne. Porcje bardzo słuszne, pomimo moich możliwości musiałem się postarać o wyczyszczenie stołu.
Ostatni cel to ruiny zamku Olsztyn, zaparkowałem na placu parafialnym. Ruiny ogrodzone, na bramkach pani z kasą fiskalną, lecz nie za duża opłata i tym razem nie odstraszyła od wejścia. Duża ilość gości, wejście na wieże zamknięte. Na zwiedzanie ruin potrzeba, co najmniej godzinę, zawsze odnajdę coś nowego, czego nie zauważyłem dotychczas.
Podczas zachodu słońca wracamy drogą na Częstochowę, paro kilometrowy korek przy połączeniu z 1 podczas zmiany świateł ledwie 3-4 samochody mogły wyskoczyć na trasę na południe.